Filmy Klasy B, Bimbrownicy (Gdańsk, Pro’Rock Pub 19-08-2023)

Filmy klasy B prezentują twórczość absolutnie dla mnie unikatową. Trzech panów brzmi niczym ścieżka dźwiękowa do „Podróży pana Kleksa” (zwłaszcza „Ufo nad Emilcinem”). Osobiście bardzo bym sobie życzyła obejrzeć ten film z takim soundtrackiem. Brzechwa by się nie obraził… Nie znam podobnie grającego zespołu.

Selektywne, skandowane wokale lidera wspomagane są przez unisono lub drugi głos gitarzysty. Mimo dobrze słyszalnego tekstu, muzyka przesycona jest elektroniką, tak w akompaniamencie, jak i w przekazie głosu. Cechą charakterystyczną piosenek jest powtarzalność refrenów – krótkich fraz lub zdań – które publiczność może z łatwością wychwycić i towarzyszyć zespołowi. Niekiedy sprowadzała się do jednego, jakże wymownego, nazwiska: „Macierewicz”. Kawałek poświęcony niejakiemu Antoniemu z powodzeniem mógłby – oczywiście tylko muzycznie, bo wymagałby sporego dystansu – zresztą supportować Zenka na festiwalach tworzonych przez, również niejakiego, Kurskiego.

Metrum kawałków jest regularne, parzyste, spokojnie można do niego potupać lub potańczyć. Harmonia niekiedy bardzo klasyczna, niekiedy nieoczywista. Podobnie z solówkami – niby bardzo oczywiste, spokojne, ale wybrzmiewają z nich skale (np. cygańska), które zresztą korespondują z tekstem. Teksty mają rymy i regularną budowę, ale jednocześnie są metaforyczne – każdy zawiera drugie dno (może dlatego panom ze środkowych rzędów koncert się nie podobał?…), w moim odczuciu zwykle polityczne.

„Filmy klasy B ukształtowały mnie” – transakcentacja, tak potępiana w muzyce klasycznej dawnych wieków, tutaj została zastosowana – jak sądzę – świadomie, co świadczy o sporej wiedzy i wyczuciu muzycznym kompozytora. Kawałek o Putinie jest z kolei ciekawym przykładem ilustracyjności w postaci gitary imitującej wystrzeliwującą broń. Do tego odgłosy syren, mocna perkusja i nie mniej mocne crescendo całej partii muzycznej.

Podobną ilustracyjność – a co za tym idzie: sporą świadomość tekstowo-muzyczną zespołu – słyszymy w piosence „Skargi o robotach” – gitary, i efekty, i wokale wybrzmiewają unisono, duża część piosenki opiera się na ostinato – tak przecież zresztą kojarzymy mowę robota. Tutaj wyraźniej słyszalne jest wspomniane drugie dno: „Robot się nigdy nie zbuntuje”, „Robot też zasługuje na dziękuję”…

Z minusów występu… bywa, że wokale nie dociągają do najwyższych dźwięków. Szkoda też, że mikrofon gitarzysty nie był odpowiednio nagłośniony. Ponadto miałam wrażenie, że między członkami zespołu są jakieś starcia, przejawiane np. przez – dość permanentne – przerywanie gitarzyście przez wokalistę podczas zapowiadania utworów. Pod koniec frontmanowi upadł też mikrofon. Jak chłopaki wyjawili później – był to zabieg zamierzony, jednak moim zdaniem zupełnie zbędny i wiem z rozmów z publicznością, że raczej zostało to odczytane jako wypadek przy pracy. Nie wiem też, jaki był powód wyrzucenia pałeczek przez perkusistę – to z kolei słuchacze odebrali jako wsparcie w tym wypadku.

Podsumowując – materiał Filmów klasy B jest absolutnie wart uwagi, tak muzycznie, jak tekstowo. Unikatowy, interesujący, skłaniający do myślenia i dyskusji. Jeśli zniknie wyczuwalne między chłopakami napięcie, będę czekać na kolejne koncerty z niecierpliwością.
Z kolei Bimbrownicy to zaskakująco – w porównaniu z poprzednim – zespół liczący 6 osób, grający coś w rodzaju soft punka z klawiszami. Twórczość Bimbrowników bez wątpienia szybko wpada w ucho, szybko też prowokuje do reakcji bujalno-tanecznych publiczności, która ewidentnie dopisała. Widać wśród niej zagorzałych fanów zespołu. Niestety, podczas koncertu Bimbrowników, przynajmniej początkowo, bardziej słyszalne były instrumenty niż tekst, ale to, co wyłapałam, zachęca do przeczytania. Zwłaszcza zawoalowany przepis na niedozwolony w tym kraju alkohol. I do posłuchania oczywiście.

Z ciekawostek: zaskoczyła mnie – jak najbardziej pozytywnie – wstawka imitująca śpiew kościelny, czysto zaśpiewana przez wokalistę, który następnie przeszedł w ostry, rockowy, a miejscami melodyjny, śpiew. Frontman w ogóle prezentuje ciekawy potencjał wokalny – raz melodyjny, raz z zadziorem (trochę może za rzadko wykorzystywanym), a raz w stylu mnisim (również). Kolejny plus to harmonijka, nie tylko świetnie stylizująca kawałek, jak i pokazująca możliwości wokalisty. Nie wiem dlaczego, ale w trakcie tego kawałka przyszedł mi na myśl „Born to be wild”. Może dlatego, że skojarzył mi się z podróżami motocyklem. Do takich też wojaży zdają mi się pasować inne piosenki Bimbrowników.

Jak rzadko, bardzo urzekło mnie też logo. „Bim/bro/w/nicy” jest tak podzielone, że aż prowokuje do interpretacji. „bim – bro” – niczym ciekawa onomatopeja. I tu wrócę do Filmów Klasy B – bardzo jestem ciekawa, jak by wyglądała ich identyfikacja.

Filmy Klasy B miały piosenkę stylizowaną na disco polo, natomiast jeden kawałek Bimbrowników ewidentnie mógłby być wykonywany przez Łzy. Bo (gdyby nie było w nim mowy o bimbrze): „(…) miłość kwitnie tu do rana/ proszę pani, proszę pana”. Bimbrownicy wykonali też cover Wałów Jagiellońskich. Dość mocno przetworzony lub raczej: zwolniony.

Bardzo doceniam też nawiązanie do lokalności – w Filmach była to piosenka o hali w Gdyni, natomiast Bimbrownicy wykonali kawałek o SKM.

Podsumowując: mam wrażenie, że zarówno Filmy, jak i Bimbrownicy prezentują teksty tylko pozornie oczywiste i proste, rytmiczne, rymowane, ale każdy z tych zespołów buduje drugi, metaforyczny, dostępny dla tych, co chcą szukać, przekaz.

Jeszcze kilka słów o samym Pro’Rocku, gdyż – jak część osób wie – nastały tam zmiany. Moim zdaniem – niekorzystne. Odczuwa się brak Sigmara, który trzymał to miejsce w ryzach oraz interweniował już na starcie nieprzyjemnej sytuacji. Mam wrażenie, że wraz z jego odejściem zaczęła znikać ta charakterystyczna prorockowa atmosfera. Niestety też bywa niebezpiecznie. I chociaż barmani i barmanki świetnie sobie radzą, są serdeczni, uśmiechnięci i profesjonalni, to jednak zmiany są odczuwalne. Zmiany negatywne, a szkoda. Mimo tego Pro’Rock wciąż jeszcze (i oby jak najdłużej) jest miejscem wyjątkowym, unikatowym na mapie Trójmiasta. Miejscem, które dalej kojarzy mi się dobrze i sentymentalnie. Zwłaszcza że w swojej ofercie ma nie tylko karaoke, ale i cotygodniowe koncerty naprawdę ciekawych zespołów.
Na które, w imieniu swoim, występujących oraz obsługi – zapraszam.