Wielki hałas, energia, pogo i wspólne zamiłowanie do metalu. Tak można by podsumować gdyńską odsłonę trasy Niech Kozły Świat. Ci, którzy dotarli na koncert, z pewnością się nie zawiedli. A mieszkający w pobliżu Rockz nie mieli spokojnego wieczoru.
Jako pierwszy wystąpił poznański Bloodthirst. Jak przystało na thrash metalowy zespół z wieloletnim stażem, zaserwowali publiczności porządną dawkę ciężkiego grania. Nie trzeba było długo czekać, aż pierwsi fani zaczęli skakać pod sceną. W odpowiedzi na to, wokalista, Rambo rzucił żartobliwe „Dzięki Gdynia, że nie poszliście na Huntera.” Panowie zagrali nie tylko wcześniejsze utwory, ale zaprezentowali też materiał z najnowszej płyty, pt. „Żądza krwi”. Trzeba przyznać, że Bloodthirst to sceniczna bestia, czuli się na niej jak ryby w wodzie. Publika nie była im dłużna, nie ukrywała swojego żalu, kiedy zespół musiał ustąpić miejsca następnemu wykonawcy.
Później koncertowa machina nabierała już tylko tempa. Na scenie pojawił się trójmiejski Driller. Ten stosunkowo młody, bo istniejący od 2009 roku zespół przedstawia thrash metal na wysokim poziomie. Na szczególne uznanie zasługują wokale braci Andrzejewskich. Rozpiętość od niskiego growlu wydobywającego się gdzieś z trzewi, do niesamowicie wysokich dźwięków jest dużym atutem chłopaków i podkreśla wyjątkowość zespołu. Driller aktualnie promuje swoje demo pt. „Hell Trucker”. Zespół z taką energią i pasją może sporo namieszać. Nie pozostaje nic innego, jak tylko życzyć powodzenia w dalszym podbijaniu muzycznego rynku.
Deserem tego wieczoru była Furia. I to właśnie ona rozpętała „prawdziwe piekło”. Ciężko opisać, co działo się pod sceną, ale fani ochryple skandujący „Furia” mówią chyba wszystko. Panowie pokazali śląskiego pazura. Oprócz promowanej, najnowszej płyty „Marzannie, Królowej Polski” można było usłyszeć kawałki ze starszych krążków. Michał „Nihil” Kuźniak rozniósł Rockz swoim wokalem i charyzmą. Mocny, choć krótki występ zadowolił fanów black metalu. Było w nim zawarte wszystko, co trzeba: potężny głos, mocna, szybka perkusja i agresywne gitary. Furia była niekwestionowaną gwiazdą gdyńskiego wieczoru. Mimo racjonalnego wytłumaczenia, że trzeba kończyć z powodu ciszy nocnej, w fanach pozostały nadzieja na bis i niedosyt.
Krótko mówiąc, Kozły dobrze czuły się nad morzem i zawojowały Trójmiastem. I zgodnie z hasłem „let the world burn”, świat zapłonął „metalową pasją”.