Miłośnicy mocnych dźwięków zapewne na długo zapamiętają niedzielę 30 października i to nie za sprawą nabożeństwa w kościele, lecz wspaniałego wydarzenia, które miało miejsce) w Gdańsku. Na Stacji Orunia wysiadł zespół Hunter oraz wspierający go trójmiejski Naked Brown.
Koncert rozpoczął się według planu o 19. Naked Brown jako pierwszy wyszedł na scenę i rozpoczął swój repertuar utworem „Chicken George”. W przeciągu 30 minut zespół zaprezentował 7 utworów, w tym trzy nowe – „The Sunshine”, „Just like Luke” oraz „Sleepless”. Już po pierwszych dźwiękach było widać, że zespół podoba się publice, która zaczęła bawić się pod sceną. W zasadzie nie ma się co dziwić gdyż Naked Brown jest zespołem, który potrafi porwać publikę swoim surowym, prostym, ale jednocześnie melodyjnym graniem dodatkowo podkreślonym charakterystycznym wokalem.
Około godziny 20 na scenę weszła gwiazda całego koncertu czyli grupa Hunter. Od momentu pojawienia się zespołu zaczęło się istne szaleństwo na scenie jak i pod nią. Hunter zagrał jak zawsze dobrze, a skrzypce Jelonka dopełniały szatańskie dźwięki. Oczywiście nie mogło zabraknąć najsłynniejszych utworów grupy m.in. „Kiedy umieram”. Hunter grał ponad półtorej godziny i na koniec jak zawsze bisował. Można by powiedzieć, że koncert był po prostu dobry, jednak słowo dobry nie oddaje w pełni wrażeń po koncertowych. Był to bez dwóch zdań koncert, który będzie się długo wspominać.