Metalowa Miazga (Gdańsk, Wydział Remontowy 16-12-2012)

Jeśli ktoś chciał odsapnąć po intensywnym tygodniu i spędzić spokojny, niedzielny wieczór, a zawędrował do Wydziału Remontowego, to… tego nie zrobił. Przeciwnie, wyszedł z bolącym od headbangingu karkiem. Wszystko za sprawą odbywającej się w Wydziale Metalowej Miazgi.

Za „miazgę” odpowiedzialne były cztery trójmiejskie kapele: Driller, Sinsinate, Hear The Hope i Dead Saint’s Bicth. Mimo, że w klubie pojawiło się zaledwie kilkadziesiąt osób (łącznie z zespołami), nie przeszkadzało to w wytworzeniu piekielnie energetycznej atmosfery. Zebrani dobrze się bawili, tak muzycy, jak i publiczność.

Jako pierwsi zagrali Dead Saint’s Bitch. Nie mieli łatwego zadania, gdyż ludzie dopiero zaczęli schodzić się do klubu i na wszelki wypadek zachowywali bezpieczną odległość od sceny. Zespół jednak nie dał za wygraną i już po chwili zaraził publikę swoją energią. Ten i ów zaczął machać głową, a pod sceną pojawiało się jeszcze nieśmiałe pogo. Tutaj to perkusista wyznaczał rytm imprezy, nie sposób było nie zacząć tupać nogą. Panowie pokazali, że metal jest ich mocną stroną i z całą pewnością nie grają „pop music”.

Następni w kolejce byli Sinsinate. Zainspirowani klasykami gatunku, jak Slayer czy Pantera, a także rodzimym Acid Drinkers, zagrali porządną dawkę niezłego thrash metalu. Miłośnicy tej odsłony metalu nie byli zawiedzeni. W tym składzie na uwagę zasługiwał basista, który dodatkowo wspierał co jakiś czas wokal niezłym growlem. Zespół spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Publiczność, która zdążyła się już rozkręcić wycisnęła z Sinsinate jeszcze jeden kawałek na bis.

Trzeci zespół, który pojawił się na scenie, to Hear The Hope. Sami określają się jako solidny metal w djentowej oprawie. Można było odnieść wrażenie, że lekko odstają od reszty kapel, ale zaprezentowali dobry kawał ciężkiego grania. Wyróżnili się też tym, że spora część zagranych piosenek była po polsku. Nie można było im odmówić też energii, którą z powodzeniem wysyłali publiczności.

Na deser zagrał zespół Driller. To kapela, która zdążyła już wyrobić sobie markę i zarysować określony styl. Widać i słychać, że bracia Andrzejewscy wiedzą, czego chcą. Prowadzą zespół thrashmetalowymi ścieżkami i bardzo zgrabnie im to wychodzi. Brzmienie Drillera jest mocne, szybkie i mocno energetyczne, czyli dokładnie takie, jakie powinno być. Panowie grają z wielką radością, która udziela się słuchaczom. Ich set był krótki i trochę szkoda, ale na szczęście nie zabrakło bisu na koniec. Po raz kolejny pokazali swój rockandrollowo-metalowy pazur.

Tego wieczora oprócz repertuaru bądź co bądź młodych zespołów można było usłyszeć covery gigantów gatunku, m. in. „Refuse/Resist” Sepultury czy „Killing in the name” Rage Against The Machine. Słowem, dla każdego coś miłego. Ten, kto był na koncercie wyszedł lekko głuchy i z bolącym karkiem. Ale w końcu, „no risk- no fun”!