Moose The Tramp, Element (Gdańsk, Wydział Remontowy 10-01-2014)

Kolejna udana impreza w Wydziale Remontowym przeszła do historii. Tym razem głównym sprawcą zamieszania był zespół Moose the Tramp. Biorąc pod uwagę, że jego popularność rośnie w siłę, można było się spodziewać prawdziwego nalotu fanów trójmiejskiej grupy. I rzeczywiście, i ich ilość i entuzjazm sprawdził się nawet nie w 100, ale w 200 procentach.

moose the tramp wydzial remontowy

Zanim jednak rozpoczął się główny występ wieczoru, publiczność rozgrzać miał zespół Element. Support zazwyczaj nie ma łatwego zadania, bo jak pokazuje doświadczenie, większość przychodzi dopiero by posłuchać gwiazdy. Muzycy z Elementu dzielnie jednak przekazywali zebranym swoją energię i dźwięki. Zebrani, których na początku było sotsunkowo niewielu, podchodzili do występu raczej z dystansem. Nie byli jednak skąpi, jeśli chodzi o nagrodzenie zespołu brawami. Element określa swoje brzmienie jako hard new romantic, a w praktyce było to głośne, gitarowe granie z melodyjnym wokalem. Można powiedzieć, ze zespół właściwie sprostał wyzwaniu, bo pod koniec setu pojawiło się kilku podrygujących pod sceną śmiałków, którzy z niewielkim skutkiem próbowali zachęcić resztę do zabawy.

Zabawa rozkręciła się jednak, gdy na scenę weszli Moose the Tramp. Spora grupa przyjaciół i co bardziej zagorzałych fanów zespołu wyszła przed resztę publiczności pod scenę. Jak zapewniali muzycy przed wydarzeniem, chcieli się pochwalić tym, co nowe i przypomnieć to, co stare. Faktycznie, mają czym się chwalić, jeśli chodzi o nowości. Ich ostatni singiel, „Mulk”, szybko wpada w ucho i buja lekkim, przyjemnym riffem. Różnorodność ich repertuaru potwierdza to, że i potrafią „dołożyć do pieca”, jak w „Mos Eisley” ale i stworzyć piękną melodię, jak „Whenever sun roams”.

I podczas koncertu w Wydziale Remontowym pokazali całą paletę barw Moose the Tramp. Publiczność tańczyła, śpiewała i świętowała razem z zespołem. Ten i ów załapał się nawet na wino od chłopaków, a przy okazji życzyć im jeszcze bardziej owocnego roku niż i tak już sprzyjający ubiegły. Najwięcej emocji wywołał cover Republiki „My Lunatycy”, wykonany po raz pierwszy podczas koncertu w Radiu Gdańsk. Trzeba przyznać, że piosenka nabrała nowej świeżości, nie umniejszając nic znakomitemu oyginałowi.

Gdyby zastanowić się, na czym polega fenomen Moose the Tramp, można znaleźć kilka silnych czynników. Po pierwsze, wokale Piotra Gibnera i Kuby Leonowicza świetnie współbrzmią, po drugie, wszyscy muzycy mają po prostu talent i feeling do robienia dobrych melodii, a po trzecie sekret tkwi chyba w połączeniu post-rocka z akustycznym brzmieniem, które to połączenie sprawdza się śpiewająco. Panowi obiecali, że nagrają w końcu długogrającą płytę. Jeśli ma być taka, jak Epka i to, co robią do tej pory, to warto trzymać za nich kciuki i po prostu warto poczekać.