Wydział chemiczny UG najwyraźniej dość długo musiał się integrować gdyż oficjalne otrzęsiny odbyły się dopiero 8 grudnia. Niemniej jednak pomimo sporego poślizgu jak na tego typu imprezę, przyszła niesamowicie duża grupa, wręcz tłum ludzi. V Club dosłownie pękał w szwach. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, w końcu trzy zespoły – Podeszfa, Naked Brown oraz Pertone grały koncert na początku imprezy. Późniejszą, dyskotekową część poprowadził DJ Slawgol.
Na pierwszy ogień poszedł zespół Pertone. Kapela w trakcie swego 40 minutowego seta zaprezentowała 6 utworów. Warto wspomnieć, że zespół istnieje od 2004 roku i w trakcie swej przygody z graniem eksperymentował z rapcorem powoli zastępując go rockiem progresywnym. Grupa przeszła kilka zmian personalnych jednak nie zniechęciło to chłopaków, którzy wraz z pojawieniem się potencjalnego basisty zdjęli instrumenty z zakurzonych kołków i zabrali się ostro do pracy.
Około godziny 21 charyzmatyczny wokal Plastucha oznajmił, że na scenę wkroczył hard rockowy Naked Brown. Zespół zagrał ostro i żywiołowo, zarażając publikę swoją energią. Nakedzi zaprezentowali swój świetnie przygotowany set w przeciągu godziny. Po raz pierwszy publika miała okazję usłyszeć dziewiczy utwór grupy „Just like Luke”. Pod koniec szalejący pod sceną jak i ci stojący dalej domagali się bisów, które zresztą miały miejsce. W zasadzie nie ma się co dziwić takiej a nie innej reakcji publiki – Naked Brown w ciągu swej 2 letniej kariery dorobili się kilku zwycięstw i finałowych miejsc w konkursach, a nawet koncertu na żywo w programie 3 Polskiego Radia.
Podeszfa, która była gwiazdą imprezy pojawiła się na scenie po 23. Prekursorzy siur punk rocka grali przez 1,5 godziny prezentując utwory ze swojej debiutanckiej płyty- „Lepiej nie będzie”. Niestety nie dane mi jeszcze było przesłuchać owego dzieła, jednak po tym co pokazali spodziewam się czegoś naprawdę ciekawego. Zespół grał jak to na „siur” punkowców przystało – mocno i bezkompromisowo. Podeszfa zaprezentowała także covery: grupy Azeotoks „Punkowiec” oraz „Strzelby z Brixton” zagrane wspólnie z wokalisto-basistą zespołu Naked Brown. Nie muszę chyba wspominać o publice, która wprost szalała pod sceną i była rządna bisów.
Podsumowując całe wydarzenie – koncert zaliczam do naprawdę udanych. Rzadko kiedy na tego typu imprezy przychodzi tyle osób w środku tygodnia. Jest to bez dwóch zdań dobry znak, że coś się dzieje… że tego typu imprezy są potrzebne.