Kiedy w 2007 roku wydana została płyta „The Triptic”, w składzie Sweet Noise został praktycznie tylko sam wokalista. Glaca zajął się promocją albumu w mediach, po czym słuch po nim zaginął. Na całe szczęście wrócił z długich „wakacji” w USA do Polski i wydał płytę nowego projektu My Riot. Co ciekawe, spory wkład w muzykę grupy ma sopocki DJ Hacker. Trójmiasto górą! Koncert w V Clubie (dawniej Nowa Republika) był częścią trasy promującej album „sweet_noise” – Taste My Riot Tour 2011.
Jednak zanim Glaca z ekipą zainstalowali się na scenie, swój 40 minutowy program zaprezentowała death metalowa grupa Ogotay. Był to ich pierwszy koncert, ale panowie w niejednym kotle z siarką mieszali. Wystarczy wspomnieć tylko takie nazwy jak Yattering, Pandemonium, Mess Age czy Fulcrum. Może nie do końca pasowali do klimatu wieczoru, ale robili swoje i nie brali jeńców. Miło też było zobaczyć w końcu Svierszcza w rasowym death metalu, do tej muzy jednak najlepiej pasuje. W najbliższym czasie Ogotay ma zagrać na koncercie charytatywnym dla wokalisty Decapitaed – Covana. Myślę że będzie to dla nich bardziej naturalne środowisko. Nazwa godna zapamiętania, czekamy na rozwój wydarzeń.
Koncert My Riot był dla mnie pewną nowością. Zarówno na płycie jak i na żywo jest to pomieszanie rocka, hip hopu i elektroniki. Glaca od 10 lat stara się kombinować, czasem są to nawet dziwaczne noisowe twory przypominające dźwięk wrzuconej cegły do pralki, ale ten projekt jest jak najbardziej przyswajalny i otwarty na zróżnicowaną publiczność. Zresztą widać było to na sali – obok metalowców stali hip hopowcy czy ludzie z jeszcze innej bajki. Koncerty Sweet Noise były jednak bardziej „hermetyczne”. Jedyne co się nie zmieniło, to wulkan energii jakim jest Glaca. Wokalista nie potrafi ustać w miejscu, w swoje pełne szaleńczej pasji występy wkłada całego siebie, widać że autentycznie przeżywa swoje dźwięki i kontakt z publicznością. Co ciekawe, ludzie pod sceną nie zapomnieli kawałków Sweet Noise i to podczas nich panowało największe szaleństwo. Zespół i publiczność stanowili jedność, dodatkowo pomagał temu brak barierek. Dla mnie kulminacyjnym punktem wieczoru było „Dzisiaj Mnie Kochasz, Jutro Nienawidzisz”. Minęło ponad 5 lat od ostatniego koncertu Sweet Noise, na którym byłem, ale zostały wydobyte te same emocje. Można by pomarudzić, że brakowało charakterystycznej gitary Magika, że Zwierzak i Diamond Hill to nie tak doświadczeni gitarzyści. Jednak My Riot to nie Sweet Noise. Muzycznie to też trochę inna bajka, ale charyzma Glacy pozostała i robi swoje.
Cieszy mnie powrót Glacy do czynnego koncertowania, brakowało go na scenie przez te lata. Można mu zarzucić wiele, ale na pewno nie tego, że nie angażuje się w to co robi i daje koncerty na pół gwizdka. Z każdą nową płytą czuć pewien powiew świeżości i innego spojrzenia na muzykę jaką wykonuje. Umarł Sweet Noise, niech żyje My Riot!