Muszę przyznać, że czekałam na tę płytę dość niecierpliwie. Kiedy usłyszałam po raz pierwszy EP-kę Broken Betty, serce zabiło mi mocniej. Po części dlatego, że debiut oscylował wokół bliskiego mi stylu grunge/stoner, poza tym zwyczajnie spodobały mi się melodyjne i żywiołowe numery kapeli. Już nie zliczę nawet, ile razy wciskałam „repeat” w moim odtwarzaczu, zresztą do tej pory mi się to zdarza. Byłam więc ciekawa, jaka będzie ta pierwsza, oficjalna płyta zespołu. Nie będę jednak porównywać jej do poprzedniego wydawnictwa, ponieważ jest zupełnie inna pod wieloma względami.
Płytę rozpoczyna „Intro” – oparte o proste, nostalgiczne gitarowe dźwięki i hipnotyzujący wokal Dziablasa, okraszone trzaskami winylowej płyty i znakomicie wprowadzające w klimat całości. Po chwili wchodzi „Choir” z przykuwającym uwagę pulsującym basem i melodyjnym refrenem, mocno zapadającym w pamięć. Energiczny numer, który razem z „Already Fried” mogłoby równie dobrze napisać Foo Fighters. Sorry Dave, this year Grammy goes to Poland! Mocne, pełne energii punkty na płycie, zresztą „Already Fried” śmiało wybrałabym na singiel i wrzuciła na rockowe listy przebojów, Z pewnością by tam sobie poradził.
„Queens and Stooges” zaskakuje wejściem wokalu w wysokie rejestry. To ładnie zaaranżowany numer, któremu smaku i przestrzeni na zwrotkach nadaje wydobywanie na pierwszy plan poszczególnych partii instrumentalnych przez bardziej oszczędną pracę pozostałych. W „Undefined” z kolei, tak samo jak później w „Better Days”, wyraźnie słychać międzyinstrumentalne „pogaduchy” gitary, perkusji i basu. Widać, że panowie tworzą słuchający się nawzajem zespół, a nie trójkę indywidualistów.
Absolutną rewelacją jest dla mnie natomiast „Filter Feeder”. Chwytliwy riff, majestatyczna praca perkusji i melodia śpiewana przez wokalistę plus smaczki w postaci gitar akustycznych dają utwór na długo wpadający do głowy. Do niego zrobiłabym teledysk! Następny jest „Winnebago” – bardzo ciekawy kawałek instrumentalny, przy którym można zamknąć oczy, żeby się nim jeszcze lepiej delektować. Wierzcie mi, że wyobraźnia mocno tu działa! Kolejne kawałki („Saturday Night Special”, „Keep Driving” i tytułowy „The Sorry Eye”) nie pozwalają opaść napięciu słuchacza i prowadzą w dalszą podróż, od mocnych riffów, przez nocny klimat i spiekotę południowego słońca. Płytę kończy „Better Days” – majstersztyk, za który należą się Broken Betty szczególne oklaski. Czego tam nie ma! Zjawiskowe klawisze na miarę Raya Manzarka, zróżnicowane partie gitarowe, perkusyjne oraz wokalne, raz łagodne, a za chwilę porywające na moment z tego świata czy powalające ostrością brzmienia. Lubię takie numery – wiele się dzieje i widać, że muzycy tworzą to, co czują, mając gdzieś komercyjny czas trwania piosenek, oscylujący wokół 3 minut i 30 sekund. Liczy się muza, a nie jakieś odlane od matrycy twory.
Ta płyta to jak oglądanie filmów Lyncha: rozpoczyna się niewinnie, by później nie ustawać w zaskakiwaniu. Kompozycje nie pozwalają usiedzieć spokojnie: jedne są łagodne, hipnotyzujące jak twórczość Reznora, inne kuszą, wabią, prowokują, aby za chwilę eksplodować. Szczególną uwagę przykuwa wokal Dziablasa (to zdolna bestia jest!), obdarzony ciekawą barwą i niezłą skalą głosu. Śpiewa czysto i naturalnie, bardzo dobrą angielszczyzną, świetnie wypada zarówno w balladach, jak i wszelkiego rodzaju wrzaskach. Bardzo podoba mi się też praca sekcji rytmicznej – prosta i mocna perkusja, konkretny i fajnie nagrany bas, do tego feelingujące gitary elektryczne i akustyczne.
Mocnym punktem płyty jest również jej świetne brzmienie i produkcja. Nic dziwnego, w końcu została nagrana przez Dziablasa i fachowo obrobiona przez Kikuta w Sounds Great Promotion. I tylko cieszyć się,że mamy u siebie takich muzyków – powodzenia Broken Betty! Dobra robota!
skład:
Jan „Dziablas” Galbas – wokal, gitara basowa
Piotr Paciorkowski – gitara
Sebastian Sawicz – perkusja
01. Intro
02. Choir
03. Already Fried
04. Queens And Stooges
05. Undefined
06. Filter Feeder
07. Winnebago
08. Saturday Night Special
09. Keep Driving
10. The Sorry Eye
11. Better Days