Gdyński klub Atlantic rozpędza się z koncertami i pędzi jak na razie w dobrym kierunku. Najpierw Blindead i TSA, teraz Grecy z Rotting Christ, a już niedługo thrashowa nawałnica w postaci Skull Fist i Hirax, czy chociażby krajowy Hunter. Trzymam kciuki za ten lokal, oby nie stracili zapału i chęci do organizowania kolejnych koncertów.
Zespoły Rotting Christ i Varathron powstały pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku w Grecji. Obydwa stanowiły fundament pod grecki black metal w następnych latach. Varathron po prawie trzydziestu latach działalności pierwszy raz odwiedził Polskę. Rotting Christ natomiast odwiedzał nasz kraj już kilkakrotnie w poprzednich latach.
Po godzinie dwudziestej, „prawie” planowo na scenie pojawił się Heretic’s Flame. W skład tej thrash-death metalowej załogi wchodzi m.in. wokalista Sinner, znany z trójmiejskiego Manslaughter. Widać było konkretne zaangażowanie frontmana w rozbujanie schodzącej się do klubu publiki, jednak cały gig przeszedł jakby bez echa. Wiadomo, ciężko sprostać czasem wymaganiom ludzi czekających na gwiazdę wieczoru, tym bardziej, że pod sceną zebrało się w większości „wiekowe” towarzystwo. Brawa należą się chłopakom za odwagę i energię na scenie.
Jako następna wystąpiła znana bardzo dobrze dobrze polskim metalmaniakom elbląska Trauma. Mister prowadzi ten zespół od ponad dwudziestu lat sukcesywnie realizując swoją wizję death metalu. To bardzo dobrze odegrana techniczna muzyka na europejskim poziomie. Wokalista Chudy swoim potężnym głosem zagrzewał „do walki” coraz liczniej zgromadzoną publiczność. Zespół wciąż promuje swój ostatni materiał „Karma Obscura” z 2013 roku.
Klimat diametralnie zmienił się, kiedy na deski Atlantica wyszedł Varathron. Zakapturzeni muzycy, z makijażami na twarzach (jeden z gitarzystów miał nawet zasłoniętą twarz czarnym materiałem), dali mroczne show, jakiego mam nadzieje trójmiasto długo nie zapomni. Niski wokalista wykrzykując raz po raz „come on!”, przechadzał się po scenie z groźnym spojrzeniem, zachęcając wszystkich do ogólnego moshu. Niesamowitą atmosferę wprowadzały intra do niektórych utworów, niczym starogreckie ludowe melodie były doskonałym wypełnieniem kompozycji.
W pewnym momencie Necroabyssious podniósł księgę oznaczoną symbolami. Kolejny utwór był czymś w rodzaju inwokacji. Wtórowały temu niepokojące riffy i transowy rytm perkusji. Klimat, klimat i jeszcze raz klimat. W moim odczuciu Varathron przyćmił trochę swoich greckich kolegów, którzy za chwilę mieli dać koncert, ponieważ Rotting Christ wybrało obecnie dużo lżejszą formę metalu.
Pierwsza rzecz, jaka zwróciła moja uwagę, to zwiększenie się żeńskiej populacji pod sceną. Już po chwili rozumiałem dlaczego tak się stało. Miałem wrażenie że panowie z Rotting Christ dbają teraz bardziej o swój wygląd zewnętrzny, niż o wykonywaną muzykę.
Występ można było podzielić na dwie części: pierwsza to stare, kultowe kawałki z trzech pierwszych płyt, a druga to zdecydowanie bardziej przystępne dla szerszej grupy utwory z nowszych albumów. Od pierwszych dźwięków zgromadzenie pod sceną zaczęło skakać w rytm muzyki. Wyraźnie było widać, że nowe propozycje Greków trafiają bardziej do młodszych odbiorców oraz kobiet. Natomiast na klasyki czekała spora grupa trzydziestolatków i starszych słuchaczy skupiona wokół barów. Wokalista Sakis wykrzykiwał: „This is heavy metal!!!” – swoją drogą, ciekawe czy też tak krzyczał w 1992 roku.
Do wykonania utworu „In the sign of evil existence” zaproszony został Nergal z Behemoth oraz Stefan z Varathron. Kocioł pod sceną był już konkretny. Pod koniec koncertu poleciało więcej starych numerów. Publika porządnie rozgrzana z lasem rąk w powietrzu ewidentnie bawiła się świetnie.
To był bardzo dobrze nagłośniony i oświetlony koncert. Może nie do końca rozumiem zamknięcie górnego poziomu i baru. Bano się niskiej frekwencji? Podsumowując – był to bardzo pozytywny koncert i dobre występy gwiazd. Atlantic rośnie w siłę, o czym świadczy ilość sprzedanych biletów. Oby tak dalej.
fot. Victoria Argent
Posted by rock3miasto.pl on 3 czerwca 2015