Slipknot, Suicidal Tendencies (Gdańsk/Sopot, Ergo Arena 24-01-2016)

W ostatnich latach przyszłość Slipknot stała pod znakiem zapytania. W 2010 roku zmarł basista Paul Gray, a pod koniec 2013 szeregi grupy opuścił jeden z jej najważniejszych filarów, perkusista Joey Jordison. Zespół przezwyciężył jednak kryzys, nagrał kolejny album i wyruszył w trasę, która objęła także Polskę. Niecały rok po wizycie w Łodzi, Slipknot powrócił do naszego kraju i zagrał koncert w Ergo Arenie na granicy Gdańska i Sopotu. Także tym razem zespół mógł liczyć na entuzjastyczne przyjęcie ze strony fanów, chociaż do wyprzedania koncertu trochę brakowało. Zamaskowana dziewiątka amerykańskich muzyków dała blisko dwugodzinne show, które jednak było nieco skromniejsze niż to dane w czerwcu zeszłego roku w Łodzi. Oszczędzono na pirotechnice i bardziej wymyślnych elementach scenografii.

W roli supportu zagrali weterani z Suicidal Tendencies. Istniejąca ponad 30 lat grupa prezentuje crossover takich gatunków jak metal, hardcore, punk czy rap. Przez 45 minut swojego występu dobrze rozgrzali publiczność. Nie zabrakło młynu pod sceną czy „ściany śmierci”. Niestety brzmienie kulało, było płaskie, praktycznie bez dołów, nawet w sektorze Golden Circle pod samą sceną. Ciężko było zrozumieć co chciał przekazać ze sceny wokalista Mike Murr, chociaż częściowo zawiniła jego dykcja. Niestety, na gwieździe wieczoru nie było jakoś szczególnie lepiej i muszę przyznać, że pod względem brzmieniowym lepiej zaprezentowała się Atlas Arena w Łodzi.

slipknot ergo arena 1

Po koncercie Suicidal Tendencies opadła czerwona kotara z charakterystycznymi literami „S” i rozpoczęło się półgodzinne oczekiwanie na koncert Slipknot. Scena prezentowała się podobnie jak w Łodzi, z podestami dla muzyków i ruchomymi zestawami dla dodatkowych perkusistów po bokach, ale tym razem zamiast wielkiego łba z rogami za plecami zespołu stał telebim, z którego były puszczane wizualizacje i filmiki. Jak na ten zespół przystało, spora ich część była niczym z horrorów klasy B.

Po dość długim intrze, Slipknot rozpoczął swój koncert od „The Negative One” z nowej płyty. To jeden z najmocniejszych utworów albumu, przez co dobrze sprawdził się jako otwieracz. Były obawy, że krążek „.5: The Gray Chapter” zdominuje setlistę, ale tak się nie stało. Nie zabrakło silnej reprezentacji debiutu czy „Iowy”, która w tym roku obchodzi swoje 15 urodziny. Z tej okazji panowie sięgnęli nawet po „Metabolic”, którego w Polsce jeszcze nie grali. Do pełni szczęście zabrakło mi jednak „People=Shit”, za to znalazło się miejsce na świetne „Left Behind”.

Trochę szkoda, że album „Vol. 3: (The Subliminal Verses)” został potraktowany po macoszemu, Slipknot sięgnął tylko po największy przebój w postaci „Duality”. Przy tym numerze należą się szczególne brawa dla publiczności za bezbłędne śpiewanie.

slipknot ergo arena

Tak jak w Łodzi, również w Gdańsku fani sami bez żadnych słów zachęty usiedli na ziemi przed kulminacyjnym skakaniem w utworze „Spit It Out”. Tym razem wokalista Corey Taylor nie był tym bardzo zaskoczony, ale w zeszłym roku nie mógł skończyć komplementować ludzi pod sceną – twierdził, że zdarzyło się to po raz pierwszy w ich karierze. Sam Corey nie skupia na sobie pełnej uwagi. Sporą część zamieszania robią dodatkowi perkusiści z ruchomymi zestawami po bokach sceny oraz pełen szaleńczej energii DJ Sid Wilson. Ciągle biegał po całej scenie, tańczył i skakał z wysokości na swoją platformę wykonując różne ewolucje nogami – aż dziwne, że sobie nic nie zrobił.

Do brzmieniowego ideału trochę zabrakło – Ergo Arena nie została okiełznana, ale pod względem show muzycy Slipknot zaprezentowali się na najwyższym poziomie. Zeszłorocznego koncertu w Łodzi nie przebili, jednak warto było zobaczyć ich kolejny raz, w dodatku praktycznie pod samym domem.

Setlista:
1. The Negative One
2. Disasterpiece
3. Eyeless
4. Skeptic
5. I Am Hated
6. Killpop
7. Dead Memories
8. Everything Ends
9. Psychosocial
10. Wait and Bleed
11. Duality
12. The Devil in I
13. Metabolic
14. (sic)

15. Surfacing
16. Left Behind
17. Spit It Out