The Shipyard, Pomelo Taxi (Gdańsk, Buffet 31-08-2012)

Pierwsza od lat, zresztą nie byle jaka taksówka wjechała na teren Stoczni Gdańskiej. Butelka szampana została zaś rozbita o burtę statku, który teraz wyruszy w Polskę i w świat. Pomelo Taxi i The Shipyard, dwa niezwykle energetyczne i interesujące trójmiejskie grupy zagrały wspólny koncert w gdańskim Buffecie, klubie znajdującym się na terenie Stoczni w dniu szczególnym, nie tylko z pobudek historycznych…

Ten lekko ironiczny wstęp świetnie oddaje to, czym był ten wyśmienity dla obu zespołów koncert. Oba pokazały klasę, oba zarażały energią i zaoferowały muzyczną podróż w nadprzestrzeń. Na początek zabrzmiał nieco ponad półgodzinny występ najszybszej taksówki Trójmiasta, czyli Pomelo Taxi. Nieposkromiona energia i szaleńcza jazda wyczarowywana jedynie za pomocą basu i perkusji i intrygującego wokalu charyzmatycznej wokalistki na żywo zabrzmiała jeszcze mocniej i ciekawiej niż na wydanym niedawno singlu. Trio zagrało bowiem również znajdujące się na nim utwory „Gents” i „Muppets”. Nie zabrakło hardcore’wych pędów, szalonych gitarowych zagrywek, przestrzeni i zimnofalowych wędrówek. Schłodzony, pozytywnie wstrząśnięty, ale nie zmieszany słuchałem z nieukrywaną radością i obserwowałem gęstniejący tłum. Z każdą minutą, nawet sekundą przybywało coraz więcej ludzi, aż zdziwienie brało człowieka, że do takiego klubu jakim jest Buffet (nie dość, że na terenie Stoczni, to jeszcze nieźle schowany) przybywa tyle osób spragnionych dobrego grania i muzycznych doznań. Przybywające masy ludzkie oznaczały jednak coś zupełnie innego, zaraz miał się rozstawić drugi ważny zespół wieczoru, a właściwie to jego największa atrakcja.

The Shipyard. Ten niezwykły skład założony przez Piotra Pawłowskiego mniej więcej rok temu szybko zaskarbił sobie zainteresowanie nie tylko mediów, ale także trójmiejskich słuchaczy, nie tylko stałych bywalców Nasionowych imprez. Supergrupa, tak się o nich mówi i bynajmniej nie są to słowa przesadzone. Każdy muzyk daje od siebie w The Shipyard to, co ma najlepsze i najbardziej wartościowe. Ten niezwykły zespół znany ze swoich mocnych, wysokoenergetycznych występów właśnie zrealizował swoją debiutancką płytę zatytułowaną „We will sea”, która już zdobyła kilka przychylnych recenzji. To ona właśnie stanowiła motyw przewodni tego koncertu. Stocznia w Stoczni promowała bowiem swój debiutancki album w dniu ważnym dla siebie i dla historii Polski. Na żywo widziałem ich pierwszy raz i mogę powiedzieć ze spokojnym uchem, że podobało mi się. I to nawet bardzo.

The Shipyard zagrał bodaj wszystkie numery ze swojej płyty, a więc singlowe „Downtown”, „The Shipyard”, jak również „Oyster Card”, fantastyczne toolowe „Fire Like Desire”, „Music is the Only Chance”, „Cigaretto”, mój (już) ulubiony „Między kobietą i mężczyzną” i „Free of Drugs”. Każdy w kolejności takiej jak powstawał, nie zabrakło też utworów, które nie znalazły się na albumie, lub które mają znaleźć się na drugim (już zapowiadanym i szykowanym) w tym bardzo dobry utwór „Zabierz mnie na koniec miasta”. Cóż jeszcze o samym koncercie? Przede wszystkim zabrzmieli mocniej i ostrzej niż na płycie, z jeszcze większą dozą energii i mocy, emocji i stylistycznych mariaży.

Prawie półtorej godziny tego fantastycznego grania (razem z Pomelo Taxi niemal dwie godziny) zleciało zdecydowanie za szybko, a sam wieczór skończył się jeszcze szybciej niż powinien. Ten koncert nie tylko godnie zakończył tegoroczne wakacje, wspaniale rozpoczął nadchodzącą i intrygująco zapowiadającą się jesień, ale i nastroił pozytywnie na kolejne dni. Jak komuś mało emocji, bez wahania powinien puścić sobie płyty zarówno Pomelo Taxi, jak i The Shipyard. Odlotowe podróże i doznania muzyczne gwarantowane, bez jakichkolwiek zwrotów pieniędzy – to w ogóle nie wchodzi nawet w rachubę.