70 rocznica wybuchu II wojny światowej, na Westerplatte pełno oficjeli z całej Europy, a wieczorem w samym centrum Gdańska zaserwowano prawdziwy Blitzkrieg pod wodzą niezmordowanej ekipy Vader. Oczywiście wokalista tejże grupy nawiązał do tego wydarzenia. Oprócz muzykowania znany jest w końcu z umiłowania do historii lat 1939-45, jest też członkiem jednej z grup rekonstrukcyjnych.
Zanim w klubie Parlament na dobre rozpętała się wojna, na którą czekali spragnieni koncertowej krwi widzowie, zaprezentowały się Chainsaw oraz Esqarial. Tych pierwszych miałem okazję już oglądać w Kwadratowej przed Acidami kilka miesięcy wcześniej. Trzeba przyznać, że z niełatwej roli grania przed samymi ekstremalnymi kapelami wypadli dobrze. Jednak ich heavy metal w dalszym ciągu niespecjalnie mnie porywa. Na plus trzeba przyznać porządny warsztat muzyków. Natomiast końcówkę koncertu mieli fenomenalną, rozkręcili zabawę na całego. W jedną ze swoich piosenek wpletli fragment „Beat It” Jacksona, później połączyli w jeden numer „We Will Rock You” z „Paranoidem”. Kolejny na scenie Esqarial nie miał łatwego zadania, ale jak najbardziej dał radę odciągnąć ludzi od baru. Zaprezentowali techniczny death metal, momentami zahaczający wręcz o twórczość nieodżałowanego Death. Co najważniejsze – nie męczyli i pomimo złożoności kompozycji ich koncert minął momentalnie. Jakoś wcześniej nie miałem okazji przyjrzeć się ich twórczości, ale po obejrzeniu koncertu muszę sięgnąć po ich wydawnictwa. Warto też wspomnieć, że wokalista i gitarzysta grupy Marek Pająk zagrał solówki w dwóch numerach najnowszej płyty Vader.
Nastąpiła dłuższa przerwa. Płachta, którą był przykryty zestaw perkusyjny na sporym podwyższeniu, została zdjęta. Co znaczyło jedno – za chwilę na scenie pojawią się Szwedzi z Marduk. W tym roku wydają nową płytę „Wormwood”, ale nie skupili się jakoś specjalnie na niej. Dla mnie był to koncert wieczoru. Zabrzmieli najlepiej, zagrali bardzo energicznie, roznieśli mnie w pył. Pomimo zasłyszanych tu i tam nieprzychylnych opinii, nowy wokalista Mortuus daje radę. Jego dźwięczne „r” w „Cold Mouth Prayer” nie pozwalało stać spokojnie. Marduk nie bawił się w parateatralne szopki znane z koncertów black metalowych, liczyła się muzyka. Niepokojącego klimatu dodawały za to intra w przerwach między utworami. Szkoda tylko, że zagrali tylko jakieś 45 minut – pozostał niedosyt. Więcej takich koncertów!
Na koniec wystąpił gospodarz trasy Vader promujący najnowszy album „Necropolis”. Panowie zagrali sporo kawałków z nowej płyty, ale setlista była bardzo przekrojowa. Można było usłyszeć nie tylko numery z pierwszej płyty „Ultimate Incantation” (Dark Age, Testimony, Final Massacre), ale i prawdziwą perełkę – „Tyrani Piekieł” pochodzące jeszcze z lat ’80. Najmniej reprezentantów miały najnowsze albumy, ale biorąc pod uwagę sporo nawiązań do początków Vader na „Necropolis”, wcale to nie przeszkadzało. Vader zagrał bardzo szybki koncert, prawdziwa wojna błyskawiczna. W godzinie z hakiem zmieścili blisko 20 utworów. Skończyli zagranym na bis „This Is The War”, jednym z lepszych nowszych numerów zespołu. Trzeba przyznać, że po wymianie składu ekipa Petera to dalej dobrze zakonserwowany czołg. Wacek na gitarze dodaje jakże potrzebnej świeżej energii na początkowej linii frontu. Paul schowany za perkusyjną baterią zadaje mordercze ciosy, a Reyash ze swoim basem to prawdziwy weteran metalowych zmagań, chodzący dowód na to, że metal konserwuje ;) A generał Peter dowodzący całym majdanem tym razem schował się za sporym statywem, trzeba przyznać, że ma większą choinkę niż Nergal ;) To co mi się nie podobało to przede wszystkim brzmienie. Zdecydowanie przesadzono z głośnością. Ja rozumiem, że metal to „głośna” muzyka, że gwiazda wieczoru musi najlepiej zabrzmieć. Światowy zespół, a był nagłośniony po polsku, czyli wszystkie gałki w górę. Nie czuję szczególnej przyjemności z zaciskania wręcz zębów gdy mi głowa wibruje od ilości decybeli. Jeśli miałbym ochotę na coś takiego, to przystawiłbym ucho do wiertarki. Przez koncerty wszystkich kapel stałem w tym samym miejscu naprzeciwko sceny, więc problemem nie było moje usytuowanie.
Pomijając bonusowe ogłuszenie, warto było wydać te 50 zł nawet za obejrzenie samego Marduka. Na nadchodzącej europejskiej trasie, która grają też z Vaderem, całkowicie zasłużenie grają na końcu. Na plus trzeba przyznać organizatorom zatrudnienie sprawnej ekipy technicznej. Wojna rozpoczęła się o czasie, przepinki zajmowały tyle ile trzeba, full profeska. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejny Blitzkrieg będzie równo udany, a Vader nie ogłuszy.