Pomerania Shall Burn (Gdynia, Ucho 29-08-2009)

Pomorze doczekało się iście piekielnego festiwalu. Dużo siarki, ognia, corpse paintu i świńskiej krwi to znaki rozpoznawcze Pomerania Shall Burn, które odbyło się w gdyńskim Uchu. Na deskach klubu pojawiło się 5 klasycznych black metalowych kapel z prawie całego kraju – Strandhogg z Poznania, Blaze of Perdiiton i Abusiveness z Lublina, MasseMord z Katowic oraz gospodarze całego zamieszania – Kriegseisen.

To właśnie miejscowi rozpoczęli imprezę. Pierwsze zaskoczenie – zaczęli praktycznie o czasie, przez co zdążyłem tylko na końcówkę. Nie tylko ja się spóźniłem, niewielu obejrzało ich występ. Grali niestety dla prawie pustej sali. Akurat w dniu koncertu miało premierę ich nowe wydawnictwo MCD „God Of War”. Nie będę się silić na pisanie bajek jak wypadli, bo zwyczajnie za krótko ich słuchałem.

Przed półgodzinnym graniem kolejnego zespołu nastąpiło pół godziny przerwy, w tym 15 minut próby dźwięku i 15 minut czekania aż muzycy raczą się pomalować. I tak przed każdym występem, co zaczęło mnie już potem irytować. Element zaskoczenia żaden – wszyscy występowali w corpse paincie. Ale wracając do muzyki. Kolejni na scenie pojawili się goście z wielkopolski – Strandhogg. W tym roku nakładem kultowego Pagan Records wydali swoją debiutancką płytę. Nie zachwycili mnie oni jednak, jakoś bezbarwnie wypadli. Tak szybko jak weszli do głowy, tak szybko wyszli. Może potrzebuję więcej czasu żeby wniknąć w ich muzykę.

Przyszła kolej na pierwszych gości z Lublina – Blaze of Perdition. Oni mnie bardziej przekonali do siebie. Ciekawa sprawa – w skład grupy wchodzi dwóch wokalistów, których wymieniające się partie tworzą interesujący efekt. Do tego muzycznie wypadli lepiej od poprzedników. W swoje granie wpletli sporo klimatu, majestatycznych wręcz zwolnień, żeby nie powiedzieć chwytliwych. Dużą wagę przywiązali też do otoczki – sporo makijażu na całym ciele, poszarpane ubrania rodem ze „Świtu żywych trupów” czy biczujący się wokalista.

Nie ukrywam, że na imprezę wybrałem się głównie ze względu na śląski MasseMord, który występował po Blaze of Perdition. Ich koncert zebrał też największą rzeszę ludzi pod sceną. Krótko mówiąc – nie zawiodłem się. Dobrego wrażenia nie przyćmiły nawet problemy z gitarą Nihila podczas jednego z kawałków. Bardzo energetyczny występ, muzyków nosiło po całej scenie, przy czym nie odbiło się to na jakości gry. Utwierdzili mnie tylko w przekonaniu, ze są jednym z najlepszych blackowych zespołów w kraju. Chociaż stawiam wyżej ich inny projekt – Furię. Jedyna wada koncertu MasseMord – grali za krótko i pozostał niedosyt. Z drugiej strony lepsze to niż przesyt, który miałem po występie następnego w kolejce Abusiveness.

No właśnie, drudzy goście z Lublina powinni zagrać wcześniej. Sporo ludzi już się ulotniło z klubu przed ich wyjściem. Poza tym mimo starań nie przebili dawki masakry zaserwowanej przez ślązaków. Do tego zagrali o jakieś dwa numery za dużo, pod koniec miałem ich dość. Chociaż na plus trzeba im przyznać pogańskie nawiązania w swoich utworach wyróżniające ich od pozostałych kapel.

Na koniec nasuwa się tylko jedno pytanie: czemu taka marna frekwencja? Jakieś 150 osób przewinęło się przez imprezę. Może zbyt ładna, wręcz niebiańska pogoda ostudziła zapał miłośników zimnych i ponurych dźwięków? Nie ma to jak chłodzić tyłek w jeziorze czy innych górach. Promocja w internecie była konkretna, więc na pewno nikt nie powie „nie wiedziałem”. Co cieszy, organizatorzy na swoim myspace zapowiedzieli, że za rok odbędzie się kolejna edycja imprezy.