Nazwisko Waglewski dawno już stało się marką i gwarantem dobrej muzyki. A co dopiero, gdy na scenie stoi obok siebie trzech Waglewskich! Koncertem w klubie B90 dali popis swoich umiejętności.
Kolejna, po „Męskiej Muzyce”, płyta „Matka, Syn, Bóg” cieszy się niesłabnącą popularnością, co widać było w opanowanym przez pokaźny tłum fanów B90. Album jest bardziej dojrzały i refleksyjny i tak też było na koncercie, rockandrollowo, ale i nastrojowo.
Wojciech Waglewski z synami Bartkiem (Fiszem) i Piotrkiem (Emade) oraz zespołem przygotowali wieczór pełen muzycznych rarytasów. Anna Prokopczuk grająca na altówce i upiększała rockowe brzmienie delikatnym głosem, Piotr Chołody dodawał kolorytu przeszkadzajkami, a Mateusz Obijalski pokazał prawdziwą klasę klawiszowca. Nie jest żadnym zaskoczeniem, że Wojciech Waglewski jest znakomitym gitarzystą. Także i tym razem raczył fanów swoimi solówkami i bluesowo-rockowym feelingiem. Całą maszynę nakręcał energicznym bębnieniem Emade, a Fisz ze swoim basem rozbujał publiczność.
Rodzina Wagli bez wątpienia wie, jak grać rocka. Bez zbędnych efektów i dodatków potrafili zahipnotyzować publiczność. I chociaż byli powściągliwi i oszczędni w kontakcie z fanami, to muzyka broniła się sama. Raz tworzyła intymny, osobisty nastrój, jak podczas „Ojca” i „Syna”, raz bardzo refleksyjny – tu przykładem jest utwór „Matka”, by w końcu pokazać rockandrollowy pazur i cięty humor w piosenkach „Trupek”, „Człowiek ćma”, czy „Żółty but”. Wagle pokazały swój magiel w pełnej krasie, były zakrzyki Bartka i chropotwata melodyjność wokalu Wojciecha, a wszystko podane z firmowym uśmiechem.
Panowie nie pozostawili fanów bez bisu, a zagrali na nim, ku uciesze zebranych, po raz kolejny „Ojca” i dwie piosenki z poprzedniej płyty – „Chromolę” i „Dziób pingwina”. Koncert, może i bez fajerwerków, można podsumować krótko – jako podany w świetnej muzycznie, eleganckiej formie.