Acid Drinkers, Chainsaw (Gdańsk, Kwadratowa 08-02-2009)

Do dziś sobie pluję w brodę, ze nie byłem w grudniu w Uchu na Acidach. Ale człowiek nie jest jasnowidzem i czasami lenistwo bierze górę nad wyprawą do innego miasta czyli Gdyni ;) Brakuje kwasożłopom Olka, oj brakuje… Nie od dziś wiadomo, że od czasów odejścia Litzy najlepiej się wpasował w zespół. Stanowczo za szybko odszedł, jeszcze tyle dobrych płyt mógłby nagrać.

Spore zdziwienie już na samym początku – zaczęło się o czasie, co rzadko się zdarza. Powierzając kurtkę panu szatniarzowi miałem przyjemność raczyć się już muzyką supportującego Chainsaw. Na szczęście w połowie pierwszego numeru udało mi się dotrzeć na salę. Chłopaków z Bydgoszczy miałem okazję podziwiać dopiero pierwszy raz, jakoś niezbyt często wędrują do gdańskiego grodu. Panowie poruszają się w stylistyce klasycznego heavy metalu, zresztą zdarzyło im się zagrać trasy z zespołem byłego wokalisty Maidenow Paula Di Anno czy rodzimym Turbo. Mają na koncie już 5 profesjonalnych płyt, kilka demówek i 12 lat na karku. Czyli nowicjuszami nie są, co było widać i słychać. Z pewnością Chainsaw to solidny zespół. Jednak brakuje mi w ich muzyce odrobiny „przebojowości” i jakiegoś charakterystycznego stylu. Na dłuższą metę, nie znając materiału ich koncert zlał mi się w jedną całość. Natomiast podobało mi się to jak zabrzmieli – bardzo selektywnie, tak jak lubię ;) Śmiem twierdzić, że lepiej niż gwiazda wieczoru, ale o tym za chwilę. Ten idylliczny obraz zepsuła jednak awaria kabla od mikrofonu jednego z tomów perkusji – słychać było tylko trzaski.

Po jakichś 45 minutach bydgoszczanie zeszli do garderoby ustępując miejsca Acidom. Na wejście poleciała muzyka z Króla lwa i zaczęło się. Na początek kilka numerów z najnowszego albumu „Verses of Steel”, nowoczesnych, drapieżnych, szybkich. Po czym pierwsze zaskoczenie w postaci coveru N.I.B. Black Sabbath. Zresztą w setliście niespodzianek było więcej – sporo dawno nie granych piosenek, tych mniej znanych, ale też dobrych. oczywiście nie zabrakło hiciorów w stylu „Jokera”, „Drug Dealer” czy „Anybody Home”. Wygląda na to, że Acidzi otrząsnęli się już trochę po stracie Olka, bo byli w wyśmienitej formie. Titus trafnie żartował, nawet stwierdził, że kible w Kwadratowej zna lepiej niż własną chate, tak często tu grają ;) Jednak bardzo wyczuwalny był brak Olassa, jego charyzmy scenicznej czy śpiewania „Poplina” i „Slow And Stoned”. Na drugiej gitarze pocił się Jankiel, techniczny Acidów, który wspiera chłopaków podczas tej trasy. Był to dopiero jego drugi koncert, więc za wcześnie by go oceniać. Na pewno starał się jak najlepiej odegrać materiał, chłopak z pewnością czuje dużą presję. Głównym mankamentem koncertu Acidów był dla mnie poziom głośności. W Kwadratowej sprzęt mają naprawdę dobry, jednak powierzchnia sali koncertowej jest moim zdaniem zbyt mała na tak dużą moc. Chainsaw było ciszej i lepiej zabrzmieli, za to na Acidach momentami nie dało się wytrzymać, czacha mi wibrowała jakby mnie ktoś prądem popieścił ;) Gitary były przez to nieczytelne, wokal też, jeden wielki zgiełk. O selektywności można było pomarzyć. Ale poza tym impreza bardzo udana, Acids pokazali, że nadal są jednym z najlepszych metalowych zespołów w Polsce.