Ampacity, Red Scalp, Dola (Gdańsk, Drizzly Grizzly 16-11-2023)

Piranha Music z Torunia to wydawca płyt i organizator koncertów, który stawia przede wszystkim na jakość, a nie ilość. Kilka dni temu miałem przyjemność recenzować nową płytę Zespołu Sztylety „Tak będzie lepiej” z ich katalogu, a w czwartkowy wieczór wybrałem się do gdańskiego Drizzly Grizzly na firmowane przez nich wydarzenie. Tego wieczoru na „misiowej” scenie zagrało dwóch reprezentantów labelu w postaci grup Ampacity i Dola, wspieranych dodatkowo przez Red Scalp. Każdy z tych zespołów gra inaczej, ale łączy ich alternatywne podejście do grania muzyki.

Dola

Jako pierwsza na klubowe dechy wyszła Dola. Zespół w swojej twórczości eksploruje szerokie spektrum muzyczne – mamy u nich elementy drone, doom, black metalu, post rocka, a nawet momentami jazzowe i psychodeliczne inklinacje. Do tego wora można by dorzucić jeszcze wiele. Ich utwory są długie, rozbudowane i pełne emocji, a dopełnieniem tego są wykrzyczane, bardzo enigmatyczne teksty. Trójka muzyków skupia się mocno na instrumentach, to było bardzo introwertyczne doświadczenie, dalekie od typowego klimatu „piwko i metal”. Dola ma na koncie dwie płyty, ale warto doświadczyć ich na żywo, szczególnie kiedy ludzie pod sceną wiedzą po co przyszli.

Drudzy w kolejności zameldowali się panowie z Red Scalp. Przynieśli ze sobą bardziej imprezowe emocje, ale nie oznaczało to oczywistych rozwiązań. Podstawą generowanej przez kwartet z Pleszewa muzyki jest stoner i obowiązkowe w tym gatunku sabbathowe riffy. Oprócz typowego instrumentarium wzbogaconego o klawisze mają w składzie saksofonistę, który dodatkowo wali w kocioł i śpiewa. Nie jest to może nowatorskie na skalę światową, ale na pewno dodaje to im sporo kolorytu i oryginalności. Oprócz stonerowej podstawy odjeżdżają w kierunku psychodelii i space rocka. Mówią o sobie, że są kosmicznymi indianami i o ile z pierwszą składową tego zwrotu się zgodzę, to tej drugiej nie dostrzegłem. Być może trzeba się zagłębić w teksty utworów.

Red Scalp

Na koniec przedstawiciele lokalnego folkloru, czyli trójmiejskie Ampacity, które się niedawno reaktywowało i powróciło z bardzo dobrą nową płytą „IV”. Dla mnie to dosłownie bardzo lokalny zespół – ich gitarzysta jest moim sąsiadem. Uprzedzając pytania – tak, mówi dzień dobry na klatce. Ampacity to grupa, która tak jak Red Scalp wyrosła ze stonera, ale poszła w kosmicznym i improwizowanym, dalekim od „sabbathowego” kierunku. Tak jak w przypadku obcowania z płytami, tak i na koncercie ciężko podzielić ich utwory na poszczególne historie. Panowie prowadzą płynnie swoją kosmiczną odyseję na kraniec wszechświata stawiając na pierwszym miejscu muzykę. Można zamknąć oczy i dać się ponieść, cyrkowych sztuczek ku uciesze gawiedzi się u nich nie uświadczy. Naszła mnie taka refleksja, że w czasach uzewnętrzniania się na pokaz w social mediach, bardzo potrzebne są tego typu doświadczenia. Jakby w kontrze do rzeczywistości, uczestniczysz w czymś co nie przysporzy fejmu, przeżywasz to w sobie. Po raz drugi tego wieczoru można było zanurzyć się w introwertyczną przestrzeń i zagłębić w coś dalekiego od typowych standardów. Ampacity gra muzykę instrumentalną, więc tym bardziej głowa się otwiera na płynące z głośników dźwięki, tym bardziej przeżywa się wszystko wewnątrz siebie.

Ampacity