Koncerty Anathemy cieszą się w Polsce od lat niegasnącą popularnością. Odwiedzają nas regularnie praktycznie podczas każdej trasy. Ich poprzednia wizyta w Trójmieście miała miejsce rok temu w gdyńskim Uchu. Koncert został wyprzedany, a klub pękał w szwach. Gdański Parlament to nieco większe miejsce, więc biletów wystarczyło dla wszystkich chętnych, jednak sądząc po liczbie obecnych osób, wejściówek zostało na bramce niewiele. Brytyjczycy przyjechali tym razem w ramach akustycznej trasy Anathema Acoustic. Warto wspomnieć, że Gdańsk był jej pierwszym przystankiem.
W porównaniu z „normalnymi” koncertami, akustyczna Anathema występuje jako trio w składzie z Vincentem i Danielem Cavanagh, których wspomaga wokalistka Lee Douglas. Od samego początku Daniel brał na siebie główny ciężar koncertu. Obsługiwał gitarę akustyczną, pianino i looper, którym zapętlał ścieżki gitary czy wystukiwane rytmy. Prawdziwy człowiek orkiestra. Vincent z kolei był trochę schowany, skupiony na grze i śpiewie, ale potrafił też celnie zagadać do publiczności.
Był to pierwszy koncert akustycznej trasy, więc nie zabrakło problemów technicznych. Na szczęście nie zepsuło to nastroju, dodało tylko wyjątkowości wydarzenia. W końcu instrumenty mogą odmówić posłuszeństwa, najważniejszy jest muzyk, który potrafi wybrnąć z twarzą z takiej sytuacji.
W setliście koncertu nie zabrakło największych przebojów grupy, w tym „One Last Goodbye”, „Flying” czy „Fragile Dreams”. Jako, że koncerty akustyczne Anathemy mają dość luźny, pubowy charakter, nie zabrakło sporej dawki coverów. Usłyszeliśmy „With Or Without You” U2, „Oh! Darling” The Beatles zaśpiewane przez Lee Douglas, czy „High Hopes” Pink Floyd w wykonaniu samego Daniela i „Another Brick In The Wall pt. 2” na finał koncertu.
Anathema czuje się w Polsce wyjątkowo, co wielokrotnie tego wieczoru podkreślali Vincent i Daniel. Z pewnością nie było to tylko i wyłącznie kokietowanie publiczności, sporo w tym prawdy. Muzycy byli rozluźnieni, w klubie panowała atmosfera niczym w pubie, w którym robi się ciasno przy 15 osobach w środku. Nie zabrakło też podchmielonych fanów, którzy przypominali głośno o stare utwory. W końcu wołanie o „Dying Wish” stało się to na tyle męczące, że Daniel nie wytrzymał i uciął temat krótko – „Nie zagramy tego. Jak się nie podoba, to tam są drzwi”.
Po nieco ponad 2 godzinach muzycy ostatecznie zeszli ze sceny i pożegnali się z publicznością. Na koniec Daniel powiedział – „Do zobaczenia za rok”. Może nie w Gdańsku, ale na pewno w Polsce ich podczas następnej trasy zobaczymy. W końcu czują się tu jak w domu.