Bloodbound, Crystal Viper, Thobbe Englund, Rexoria (Gdańsk, B90 28-03-2017)

Dragons And Witches Tour – tak się nazywa europejska trasa power metalowego Bloodbound. Pierwszym otwierającym gigiem na tym tournee był wtorkowy koncert w gdańskim B90. Szwedzi zagrali tam ze swoimi rodakami z Rexorii, Thobbe Englund oraz polskim Crystal Viper.

Do klubu dotarłem z lekkim opóźnieniem, chyba przez tęmgłę. Na scenie prezentował się już pierwszy support. Rexoria to band posiadający w składzie żeński wokal. Zagrali jak trzy miliony podobnych kapel z tego nurtu. Do bólu melodyjne gitary i popowe wręcz zaśpiewy wokalistki. Aż dziw bierze, że wciąż powstają nowe tego typu twory, ale ponoć na zachodzie takie granie jest bardzo popularne. Po półgodzinnym secie zeszli ze sceny, pod którą stało może 12 osób. Koncert odbył się na małej sali klubu ze względu na niską sprzedaż biletów.

Krótka przerwa na piwko i już pojawił się kolejny do golenia. Ex-muzyk Sabaton Thobbe Englund z zespołem, wypadł trzeba powiedzieć całkiem przyjemnie i solidnie. Świetne hardrockowe riffy, sensowne klawisze, dobry nienarzucający się wokal „idący środkiem”. Uwagę zwracały częste i czasem długie solówki gitarowe zagrane jak by były wyjęte z lat 70 – 80tych. W ogóle ten cały projekt to takie przyspieszone Deep Purple. Czyli całe jego odejście, tudzież usunięcie z Sabaton, przyniosło wiele dobrego. I bardzo dobrze. I tak trzymać. Małej garstce osób zebranej pod sceną, muzyka Thobbe ewidentnie przypadła do gustu. Lider miał dobry kontakt z publicznością, a w całym występie dawało się odczuć „szczerość wypowiedzi” i zero napinki. Po co komu te Sabatony?

Crystal Viper

Nie ukrywam, że Crystal Viper był moim faworytem tego wieczoru. Po wydaniu pierwszej płyty dowiedziałem się od znajomych o istnieniu nowej polskiej kapeli heavymetalowej z kobietą na wokalu. Od razu zaraziłem się muzyką, wokalem Marty również. Cały set Viperów to była konkretna heavy metalowa uczta dla zwolenników tego gatunku. Troszkę poleciało utworów z najnowszej płyty „Queen Of The Witches”, ale chyba najwięcej z debiutu „The Curse Of The Crystal Viper”. Frontmanka była wyluzowana i uśmiechnięta, przy każdej okazji między utworami podkreślała, że bardzo cieszą się, że mogą zagrać przed gdańską publicznością. Nawet te zdaje się dwie ballady zabrzmiały potężnie i ciężko. Na absolutne uznanie zasługuje wokal Marty, który na żywo niczym nie różni się od studyjnych produkcji. Słychać profesjonalizm, ogranie i zgranie zespołowe. Leworęczny gitarzysta Andy wycinał solówki jak należy, a nowy basista Błażej wywijał swoim instrumentem niczym Steve Harris z Iron Maiden. Mocne bębny i częsta podwójna stopa Golema bardzo skutecznie dudniła po mojej klatce piersiowej. Crystal Viper zdecydowanie wie, jak się powinno grać heavy metal.

O Bloodbound najchętniej nie napisałbym nic. Nie dlatego, że mi się nie podobał ich występ, bo nie podobał, tylko dlatego, że nie lubię, kiedy robi się ze mnie idiotę i kiedy się mnie oszukuje. „Gwiazda wieczoru” nie dosyć, że gra straszną odmianę muzyki i na pewno nie jest to metal, to wychodzi na scenę bez basisty. Takie podejście kapeli do koncertu u mnie nie przejdzie. Jest to brak szacunku do fana, do publiczności. Zero informacji o okrojonym składzie – bo po co, jesteśmy przecież Bloodbound i możemy i wszyscy nam to wybaczą. Ich muzyka to pędzące bez sensu szybkie gitary, melodie wyjęte chyba z Sabaton, ale jeszcze mocniej przesłodzone. A gwiazdorskie zachowanie wokalisty na scenie to żenada. Poza tym o „fajności” tego zespołu najlepiej świadczą wychodzący z sali uczestnicy, których i tak tego dnia było jak na lekarstwo. To był zdecydowanie jeden z najgorszych gigów na jakich byłem, szkoda, że Crystal Viper musi dzielić scenę z takimi pajacami.