Takiego wydarzenia dawno w Gdańsku nie było. Miałem pewne obawy czy rozkapryszeni darmowymi koncertami i nadchodzącymi Juwenaliami ludzie zechcą zapłacić blisko 50 zł za bilet. W dodatku Coma, Acid Drinkers i Lipali często grają w Trójmieście. Na szczęście tłumy przed wejściem do CSG rozwiały moje wątpliwości.
Na początku zaprezentowali się przedstawiciele lokalnej sceny – Lipali. Zespół pod wodzą Tomka Lipnickiego nie może narzekać na publiczność. Z pewnością nie było tu mowy o byciu supportem, sporo ludzi pod sceną entuzjastycznie reagowało na dźwięki ze sceny. Gorzej było z brzmieniem, którego niestety żadnemu z zespołów nie udało się opanować. No cóż, przeznaczeniem tej hali była budowa statków, a nie urządzanie koncertów. Zespół w znacznej mierze skupił się na swojej ostatniej płycie „Trio”, która ugruntowała pozycję kapeli w rockowej czołówce w Polsce. Jednak największą furorę zrobił „Nóż” nieśmiertelnego Illusion zagrany na sam koniec. Piosenka nic a nic się nie starzeje.
Na koncert kolejnej kapeli – Acid Drinkers, czekałem z największą niecierpliwością. Załogę pod wodzą Titusa widziałem ostatni raz w Płocku podczas Cover Festival i pozostawili po sobie świetnie wrażenie. W porównaniu ze swoim drugim koncertem w gdańskim Kwadracie, nowy nabytek – gitarzysta Yankiel rozkwasił się już na całego. Idealnie się wpasował w zespół. Nie spodziewałem się, że po śmierci Olassa Acidzi będą dalej młócić z taką mocą. Fani pod sceną również dawali z siebie wszystko – od samego początku rozkręcił się niezły młyn. W setliście obok nieśmiertelnych klasyków w stylu „Anybody Home”, „Drug Dealer”, „I Fuck The Violence” czy wyryczanym przez Yankiela „Slow And Stoned” znalazło się też kilka niespodzianek. Chociażby takie wałki jak „Home Submarine” czy „Calista”. Acidzi zeszli ze sceny z naprawdę mocnym akcentem – „Whiplash” z repertuaru Metalliki w ich wykonaniu z pewnością należy do udanych coverów. Na szczęście nie przerobili go na nic innego – liczyła się tylko thrashowa jazda bez trzymanki.
Po blisko godzinnej przerwie technicznej w końcu raczyli wyjść panowie z Comy. Niestety w porównaniu z niezwykle energetycznym występem Acid Drinkers, panowie z Łodzi wypadli blado. To nie tylko moja opinia, ale też wielu fanów grupy, którzy wypowiadali się po koncercie. Sam pamiętam jeszcze występy Comy sprzed kilku lat w Parlamencie czy Kwadratowej – było czuć więź zespołu z fanami, a dźwięki płynące ze sceny tak bardzo przykuwały uwagę, że nie wiadomo było kiedy minęły dwie godziny. Tutaj tego zabrakło. Pomimo tego, że panowie zagrali dość krótko, to po 3 numerach miałem dość. Jednak na plus muszę zaliczyć to, że setlista była bardzo przekrojowa. Usłyszeliśmy chociażby „Skaczemy” i „Zbyszka” z debiutu, „Tonacja” czy „Ostrość na nieskończoność” z drugiej płyty. Z kolei najnowszy krążek, „Hipertrofię” reprezentowały m.in otwierająca koncert „Wola Istnienia”, energetyczna „Transfuzja” czy zagrana na sam koniec „Cisza i Ogień”, która bywalcom koncertów Comy jest już jednak znana od ładnych kilku lat. Brzmienie w dalszym ciągu było dalekie od ideału. Jednak było selektywniej dzięki temu, że załoga Roguca gra lżej od Kwasożłopów.
Tego typu wydarzenie pokazuje, że muzyka rockowa w Polsce ma się dobrze. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że znajdzie się w Trójmieście odpowiednio duże i spełniające warunki akustyczne miejsce, w którym muzyka zabrzmi przyzwoicie. Może będąca w ciągłej budowie hala na Żabiance okaże się dobra na koncerty? Czas pokaże, bo 26 marca Gdańsk udowodnił, że muzyka rockowa ma się świetnie.