Na czterech koncertach w Polsce, w ramach europejskiej trasy, wystąpił zespół Mgła. Drugi z tych gigów odbył się w gdańskim klubie B90. Jak supporty zagrały kanadyjski Revenge oraz polski Doombringer.
Poprzednim razem miałem okazje zobaczyć Mgłę na żywo w gdyńskim Uchu, w towarzystwie m.in. Bestial Raids. Tym razem Mintaj zdecydował się na większą lokację na koncert. Jak się później okazało, z całkiem niezłym skutkiem.
Krakowska Mgła, posiadająca na swoim koncie kilka dobrych wydawnictw, cieszy się obecnie sporą popularnością, nie tylko w naszym kraju. Wybór B90 na ich występ wydaje się uzasadniony, a składy wspierające, różniące się stylistycznie od gwiazdy wieczoru, zostały dobrane bardzo trafnie.
Jako pierwszy wystąpił kielecki Doombringer, działający od około dekady zespół wykonuje death metal w moim odczuciu momentami rytualny. Te czyste zaśpiewy tak mi się kojarzą z tego typu klimatem. Bardzo mocny growl ex-wokalisty Cultes des Ghoules, fajne zachowanie na scenie tego frontmana. Brzmieniowo nie było już tak dobrze. Trochę za cicho gitary jak na moje ucho. No ale to chyba przekleństwo wszystkim „pierwszych” supportów. Według mnie kapela powinna też pomyśleć nad wizerunkiem scenicznym. Wiem, że nie ma nic złego w czarnych koszulach, ale do takiej specyficznej muzy można by coś bardziej w klimacie na siebie pozarzucać hehe. Ogólnie ich występ udany, chętnie posłucham płyt, ciekawy metal. Tylko takie wrażenie mam, że chyba powinni grać więcej koncertów, żeby się jakoś odnaleźć w wersji live samych siebie.
Po przerwie na scenę wtoczono i wysypano wywrotkę gruzu. Dosłownie. Panie i panowie – Revenge. To, co się wydarzyło przez te parędziesiąt minut na deskach klubu to było jak szarża buldożerów po ludzkich czaszkach. Zniszczenie, anihilacja, odhumanizowanie i trzask kości. Kanadyjczycy wyszli we trójkę i dali taką sztukę, że nie było czego zbierać. Fani i znawcy tematu wiedzieli, że gruz posypie się grubo, ale nikt nie przypuszczał, że aż tak. Ten zespół na płytach brzmi bardzo ciężko, chaotycznie, głośno i wulgarnie. Wyobraźcie sobie, że na żywo było to wszystko jeszcze bardziej spotęgowane. A najlepsze jest to, że brzmienie było bardzo selektywne, co przy takim gruzowisku jest nie lada wyczynem dla nagłośnieniowca. Jeśli ktoś szukał wczoraj bezkompromisowego, brutalnego death metalu, to jestem przekonany, że wyszedł z koncertu z uśmiechniętą gębą. Dla mnie Revenge rozdał i poustawiał wszystkich po kątach, zostawiając po sobie tylko konające truchła niedobitków. Bardzo dobry koncert, niszczący wykon.
Mgła jest zespołem, który w krótkim czasie zaskarbił sobie fanów i objeżdża największe koncerty i festiwale w Europie. No i elegancko, tylko jest jedno „ale” z mojej strony. Tak, jak po koncercie w Uchu, wciąż uważam, że muzyka tej kapeli najlepiej wchodzi w domowym zaciszu. To moja opinia i moje odczucie. Na koncercie odgrywają wszystko, jak trzeba. Nie inaczej było i tym razem, wszystko się zgadzało. Dobre brzmienie, dobra głośność, światła itd. Nie mam również nic przeciwko ich konsekwencji w wyglądzie na scenie. Zawsze kaptury, zasłonięte twarze, ramoneski. Tylko tak naprawdę poza tym wszystkim na tej scenie nie dzieje się nic. Wolę posłuchać ich płyt w domu, bardzo lubię ich pierwsze wydawnictwa. Jeżeli ludzie uważają, że są potrzebne koncerty Mgły i potrzebują oglądać ich za każdym razem w tej samej formie, to w porządku. Zapotrzebowanie jak widać jest, w B90 ponad połowa sali była zapełniona. Odmiana black metalu, jaka prezentują panowie z Mgły, trafia jak widać do szerszych kręgów. Tylko, czy to wciąż black metal?
Generalnie całe wydarzenie na wysokim poziomie, zarówno muzycznie, jak i towarzysko. Dostępny był merch kapel, można było się zaopatrzyć w płyty i ciuchy. Kolejna dobra robota z ramienia Left Hand Sounds.