Mystic Festival 2022 (Stocznia Gdańska)

Mystic Festival 2022: Dzień II 03.06

Drugiego dnia widać było, że wystąpi prawdziwa gwiazda. Na terenie pojawiło się więcej osób, w tym pełno ludzi w koszulkach i katanach z logo Judas Priest. Było też bardziej klasycznie metalowo. Udało mi się dotrzeć dopiero na Benediction na głównej scenie. To zasłużona brytyjska ekipa death metalowa, ale niczym mnie nie zaskoczyli. Z takich klimatów jednak wolę Carcass.

Saxon / fot. Aga Stawrosiejko

Z pewną obawą pojawiłem się przy Park Stage gdzie miało zagrać Tribulation. Widziałem Szwedów kilka lat temu przed Behemothem w B90, jednak wtedy mnie nie porwali. Tym razem, pomimo pełnego słońca padającego w wymalowane corpse paintem twarze muzyków, było znacznie lepiej. Panowie odeszli od death metalowych elementów w stronę czegoś bardziej w stylu gotyku z klasycznym heavy i jest to zdecydowanie zmiana na plus. Na pewno przesłucham ich ostatnie albumy. W tym czasie grało też Okkultokrati więc przeniosłem się na Shrine. Trochę to podobna muzyka do Tribulation, ale mniej melodyjna i bardziej punkowa niż gotycka.

Mgła / fot. Aga Stawrosiejko

Black i heavy metal w tym dniu były dominującymi gatunkami. Powrót na Main Stage i koncert Saxon. Ten zespół NWOBHM to żywa legenda, zresztą ich koncert przyciągnął naprawdę dużą ilość wielbicieli klasycznego heavy. Chociaż osobiście nie wzbudzają we mnie większych emocji, to dla wielu fanów byli jedną z najważniejszych gwiazd. Zaraz po nich na Park Stage swój koncert rozpoczęła Mgła. Krakowski zespół to prawdziwy fenomen i bardzo duża nazwa. Zresztą było to widać po ilości ludzi w koszulkach z ich logo. Wstyd się przyznać, ale byłem na nich dopiero pierwszy raz, jakoś do tej pory się nie udało, chociaż posiadam wszystkie płyty i słucham ich często. Mgła jest w zasadzie anty zespołem, liczy się u nich tylko muzyka, a nie efekciarstwo, wszystko inne jest na drugim planie tworząc spójny efekt. Fani blacku mieli jednak w tym czasie problem, bo na Shrine grał też Azarath. Ja pozostałem w Parku. Jakby tego było mało to na zakończenie dnia na tej scenie wystąpiła norweska legenda, czyli Mayhem. Miałem już okazję już ich kiedyś widzieć, ale tym razem zabrakło mi w ich występie szaleństwa i poczucia niebezpieczeństwa.

Judas Priest / fot. Aga Stawrosiejko

Jednak wszystkie koncerty tego dnia zostały przyćmione przez Judas Priest. Ponad 50 lat na scenie, ze starego składu został już tylko basista Ian Hill i On, Bóg Metalu we własnej osobie, czyli Rob Halford. Pomimo 70 lat na karku wokalista jest w takiej formie, jakiej mogą mu pozazdrościć dwukrotnie młodsi koledzy ze sceny. Cały zespół brzmiał fenomenalnie, to jeden z lepiej nagłośnionych koncertów jakie słyszałem. Grupa zagrała chyba wszystkie najważniejsze utwory ze swojej bogatej kariery, a świetną muzyczną stronę uzupełniała wizualna część. Ogromne ruchome logo Judas Priest nad głowami muzyków, gra świateł i elementy sceny wyjęte niczym z fabryki w Birmingham. Doskonale to współgrało ze stoczniową scenerią. Ale najważniejszy był Rob Halford. Nie wiem jak on to robi, że potrafi w tym wieku śpiewać i krzyczeć z taką mocą, ale potrafi to robić doskonale. Nie zabrakło też wjechania na scenę na Harleyu, to jego znak rozpoznawczy. Judasi zagrali najlepszy koncert na całym Mysticu i nie mam nic więcej do dodania.

Zobacz więcej zdjęć z drugiego dnia