Na piątkowym koncercie w gdańskim Infinium wystąpił zespół Diavolopera – jakby nie patrzeć, jedna z najlepiej zapowiadających się grup gotycko-rockowych w Polsce. Moje spotkanie przed występem zaowocowało ciekawą opowieścią o ich muzycznych doświadczeniach, płycie „Preludium” i o tym, czego można spodziewać się po nich na scenie.
Agnieszka Regdosz: Na co dzień też nosicie takie ciemne, mroczne szaty? Czy jest tak tylko na koncercie?
Mirek: W zasadzie lubię czarne kolory, ale czasem lubię też ubrać się wesoło. Nutka tajemnicy zawsze musi być. Nie lubię więc ciągle chodzić na czarno.
Tomasz: Ja lubię na czarno, ale raczej nie ubieram na co dzień skór. Umówmy się, że jesteśmy prawie normalnymi ludźmi… :)
A.R.: Ok, teraz bardziej poważne pytanie: czy czujecie presję ze względu na to, że jesteście oceniani jako jeden z najbardziej obiecujących zespołów na polskiej scenie gotycko-rockowej?
Julia: Tak, zawsze jest presja. Jest jakiś nacisk, chociażby ze strony znajomych czy rodziny. Wiesz, wszyscy liczą na to, że w końcu się wybijemy, bo poświęcamy przecież tyle swojego czasu, często nie ma nas w domu. My sami też liczymy, że niebawem będziemy mieli większy zysk z grania niż tylko małe koncerty w pipidówkach.
A.R.: A czy bylibyście w stanie pójść na muzyczny kompromis, by osiągnąć popularność? Na przykład, czy chcielibyście lekko zmienić swój kawałek, gdyby tylko miał szansę zaistnienia w radiu?
Tomasz: Jasne, tylko nie na tyle, aby zrobić z niego typowe disco polo.
Julia: Nie no, ale jeżeli każą nam, na przykład wyciąć bridge, to chętnie wytniemy.
A.R.: A który kawałek najbardziej nadaje się do tego, by puścić go w jakiejś ogólnopolskiej stacji?
Julia: Wszystkie.
Tomasz: Wszystkie te, które są najbardziej melodyjne.
A.R.: Bo mieliście już pewne propozycje od radia lokalnego, prawda?
Mirek: Tak, ale żeby pójść dalej musimy mieć dobrego menadżera, który poważnie zajmie się promocją naszego zespołu, zainteresuje się większymi koncertami. Wtedy poczujemy prawdziwą motywację.
A.R.: A teraz nie współpracujecie z menadżerem? Z tego co wiem, pojawił się u was jakiś nowy.
Mirek: Tak, nawiązaliśmy współpracę z managmentem, ale to nie jest nasz prawdziwy osobisty menadżer. Phantom Media promuje nas tylko w różnych lokalnych gazetach itp.
A.R.: Fantom Media związany jest chyba aktualnie z kapelami typu Acid Drinkers?
Julia: To prawda, ale my jeszcze nie czujemy aż tak poważnej, cudownej współpracy. Na pewno wszystko przed nami.
A.R.: Ile osób przyjdzie dziś na Wasz koncert? Jak myślicie?
Julia: Sto.
A.R. Satysfakcjonuje Was taka liczba?
Julia: Nie, ale w tym klubie więcej ludzi się nie zmieści :)
A.R.: Rozumiem, czyli tyle, ile wejdzie…
Mirek: Zasada jest taka: jeżeli chociaż dziesięć osób nas posłucha i spodoba się im, to naprawdę warto grać.
Julia: Dobrze by było, gdyby ktoś się jeszcze rozebrał tam, na widowni, albo zrobił jakieś dobre pogo :)
A.R.: W jednym z poprzednich wywiadów mówiliście, że wszystko w muzyce zostało już nagrane. Naprawdę myślicie, że nie da się już niczego nowego stworzyć, poeksperymentować?
Mirek: Da się, o ile spotka się parę osób o innym usposobieniu muzycznym, innych poglądach. Jeśli zagra się z takimi różnymi osobami, to na pewno nie będzie to podobne do czegoś, co zostało już nagrane.
Tomasz: Będzie podobne zupełnie do niczego :) Mówią, że gramy podobnie jak inne kapele, ale jednak jest w tym coś świeżego.
A.R.: Z tego, co słyszałam, to jest właśnie główny zarzut w kierunku Waszego zespołu, że jesteście podobni do Lacuny Coil czy innych z tego klimatu…
Tomasz: Na pewno nie robimy nic na siłę – ani nie upodabniamy się na siłę do żadnego innego zespołu, ani nie staramy się na siłę być inni. Gramy to, co czujemy.
A.R.: Jedną z prób stworzenia czegoś nowego są te orientalne nuty, które można usłyszeć w Waszych kompozycjach?
Julia: Tak, dzisiaj właśnie zaprezentujemy nowy numer. Potocznie nazywamy go „Arab” :)
Mirek: Mamy też numery z elektroniką, także eksperymentujemy na różne sposoby.
A.R.: Mówicie, że „Preludium” to jest taki przedsmak… To jaki będzie ten najważniejszy smak?
Julia: Jeszcze nie wiemy :) On się dopiero tworzy. Na pewno w przyszłości będziemy pisać więcej tekstów po polsku, bo okazuje się, że przyciągają więcej odbiorców niż te po angielsku.
A.R.: Czy w tym momencie czujecie, że jesteście rozpoznawalni, chociażby w środowisku trójmiejskim? Czy ktoś was zaczepia na ulicy, w sklepie i pyta o zespół?
Julia: W moim miasteczku znają tylko piosenkę „Ona tańczy dla mnie” i w ogóle mało chyba wiedzą o muzyce. Nikt mnie jeszcze nie rozpoznał.
Mirek: Ale gdy byliśmy w klubie, to publiczność śpiewała teksty razem z Julią, czyli jednak istnieje szansa, że jesteśmy trochę znani. Myślę, że znajomość nie tylko samej melodii, ale i naszych tekstów coś znaczy.
A.R.: Nie czujecie się trochę rozczarowani, że w popie robi się karierę jednym tandetnym, ale jednak chwytliwym kawałkiem, a w cięższej, niszowej muzyce trzeba się nieźle napracować i długo czekać na rozpoznawalność?
Mirek: To tylko świadczy o naszym społeczeństwie. Każdy wybiera to, co lubi.
A.R.: Czyli pasja do grania rekompensuje cały trud, który trzeba włożyć?
Tomasz: Inaczej już dawno byśmy to rzucili…
A.R.: Co jest najbardziej potrzebne, żeby się wybić i wypłynąć na szerokie wody ze swoją muzyką?
Julia: Znajomości. Bez znajomości mało można osiągnąć. Są przecież „straszne” zespoły, które śpiewają ohydne piosenki, ale mają znajomości i z takim „niczym” potrafią wyjść na powierzchnię.
A.R.: Czyli jednak lekkie rozczarowanie jest?
Mirek: Rozczarowania zawsze będą, tak jak w każdym świecie, artystycznym, czy innym.
A.R.: Również niełatwo było z waszą płytą… Musieliście wydać ją sami, małym nakładem. A według mnie, jest to dobry, profesjonalny materiał, powinien mieć troszeczkę większy odbiór…
Mirek: Jak zawsze, decyduje czynnik ekonomiczny. Musimy znaleźć menadżera, a poprzez niego sponsora. Musi otworzyć się jakaś nowa furtka, muszą zacząć puszczać naszą muzykę. Potrzebne są duże pieniążki i duża scena, bo gramy przecież duże nuty :)
A.R.: Powtarzaliście kilkakrotnie, że chcecie docierać nie tylko do typowych fanów metalu, ale również do słuchaczy różnych gatunków. Jak to zrobić, podczas gdy nawet informacje o takich koncertach, jak dzisiejszy trafiają i zachęcają do przybycia przede wszystkim metalowców?
Julia: Pokazać cycki :)
Mirek: Prawdziwi metalowcy mogą się także na nas zawieść…
Julia: Nie zawsze nasi znajomi z metalowego światka poklepują nas po ramieniu. Uważają, że jest za mało Slayera, nie ma growlu, napierdalanki… My na pewno nie będziemy tak grać. Mamy nadzieję, że także ludzie, którzy zwykle nie słuchają ciężkiej muzyki polubią nasze utwory.
Mirek: Myślę, że każdy znajdzie na tej płycie coś ciekawego. Każdy, kto ją przesłucha wybierze dla siebie chociażby kilkanaście sekund muzyki…
A.R.: Ostatnie pytanie na koniec: trzy słowa, które opiszą Waszą płytę?
Julia: Zajebista.
Mirek: To piękna płyta…
Julia: Dobra, nie wiemy :)