Machine Head (Gdańsk, B90 13-09-2015)

Amerykanie z Machine Head od lat cieszą się w Polsce sporą popularnością. Grupa miała już okazję występować w naszym kraju kilkukrotnie, zarówno na koncertach klubowych, jak i plenerowych. Zawsze mogą liczyć na wierne grono fanów, więc nic dziwnego, że odwiedzają nasz kraj regularnie. Tym razem przyjechali do Polski na trzy koncerty w ramach trasy An Evening With Machine Head, która charakteryzuje się wydłużonym setem utworów i brakiem supportów.

Machine Head swój koncert w gdańskim klubie B90 zaczęli od potężnego „Imperium”, pierwszego utworu z albumu „Through the Ashes of Epires” z 2003 roku, dzięki któremu powrócili z kilkuletniego romansu z nu metalem do swoich thrashowych korzeni i bardziej rozbudowanych form. Po krótkim, spokojnym intrze rozpoczęła się nawałnica, a publiczność ogarnął prawdziwy szał. Machine Head to pełna energii koncertowa maszyna, więc reakcje były jak najbardziej uzasadnione. Do tej pory widziałem ich tylko w pełnym słońcu na plenerach kiedy supportowali panów z grupy Metallica, więc w końcu miałem okazję zobaczyć ich w pełnej krasie. Frontman Robb Flynn był autentycznie ucieszony odbiorem swojego zespołu, wciąż komplementował publiczność i zagrzewał do wspólnej zabawy.

W zeszłym roku Machine Head wydali płytę „Bloodstone & Diamonds”, więc nie zabrakło sporej reprezentacji tego krążka w setliście, ale koncert był na tyle długi, że żaden album nie został pominięty. Podczas dwu i pół godzinnego koncertu zagrali chyba dwadzieścia kawałków! Najmniej skupili się na płytach „The More Things Change”/”The Burning Red”/”Supercharger” i nic dziwnego. To ich najsłabszy okres, starali się wtedy gonić za modą, lepiej jak nie oglądają się na boki i robią swoje. Z wyżej wymienionych albumów zagrali najbardziej znane numery, takie jak „Ten Ton Hammer”, „From This Day”, „The Blood, The Sweat, The Tears” czy „Bulldozer”.

Machine Head znane jest także z wolniejszych utworów i w ramach oddechu pomiędzy kolejnymi ciosami, panowie zagrali też spokojniejsze „Darkness Within” i „Descend the Shades of Night”. Liczyłem szczególnie na ten drugi, były ciary! Poza tym nie zabrakło epickich „hymnów” zespołu takich jak „Halo”, „Locust” czy „Now We Die”. Jednak numerem, na który czekali chyba wszyscy był oczywiście „Davidian” z kultowym tekstem „let freedom ring with a shotgun blast”. To był punkt kulminacyjny koncertu, który poderwał całą salę do wspólnego śpiewu. Wykonanie było o tyle wyjątkowe, że gościnnie na gitarze zagrał z nimi Nergal z Behemotha.

To była prawdziwa uczta dla fanów Machine Head. Chyba każdy wyszedł z koncertu w B90 zadowolony i spełniony. Mi do pełni szczęścia zabrakło „Days Turn Blue To Gray”, ale to w ramach przyczepienia się do czegokolwiek, bo ciężko kręcić nosem po tak kompletnej sztuce :)

PS Management zespołu nie zgodził się na obecność fotografów i akredytowanych dziennikarzy na koncercie, dlatego też zdjęć nie będzie. A relację napisałem i tak, bo kupiłem bilet jak każdy śmiertelnik :)

machine head