The Shipyard (Gdańsk, Klub Żak 27-02-2016)

Wulkany energii, morze pięknych dźwięków i fascynujących opowieści czekało na wielbicieli trójmiejskiej formacji The Shipyard, która właśnie wydała swój trzeci album studyjny „Niebieska Linia”. Premierowy koncert odbył się tym razem w gdańskim Żaku, który zebrał liczną publiczność w każdym wieku.

the shipyard klub zak

Kiedy The Shipyard wydało swoją pierwszą płytę premierę uświetnili w Bufecie, który ulokowany na terenach Stoczni nie dawał odpowiednich warunków na taki koncert. Pamiętam tak naprawdę tylko tyle, że znaleźć to miejsce było straszliwie męczące. Premiera drugiego albumu odbyła się także w Gdańsku, ale już w stoczniowym B90. Na tym wydarzeniu mnie zabrakło. Trzecia płyta swoją premierę zaś miała w gdańskim Żaku, usytuowanym na Zaspie w dawnej zajezdni tramwajowej, ale wciąż w mieście szczycącym się posiadaniem własnego portu i stoczni. Grupa, choć trójmiejska, otwarcie podkreślała, że pochodzi z Gdyni, drugiego miasta szczycącego się faktem posiadania własnej stoczni. Z całą pewnością jednak da się zauważyć, że jest to zespół dojrzewający, poszukujący i zmieniający swoje brzmienie, co w gruncie rzeczy przypomina trochę wodowanie nowych statków mających wyruszyć w daleki rejs. Nie jest to też przypadkowe ze względu na udział w zespole Michała Miegonia, który ze swoją macierzystą formacją Kiev Office też co jakiś czas woduje nowy materiał, jak miało to ostatnio miejsce w przypadku, świetnie przyjętego krążka „Statek Matka”.

Najnowsza płyta The Shipyard „Niebieska Linia” to album niemal w całości napisany po polsku, ale koncertu bynajmniej nie zdominowały numery w rodzimym języku, bo nie skupiono się wyłącznie na najnowszym repertuarze. Nie zabrakło bowiem kompozycji znanych z dwóch poprzednich albumów, udanego debiutu „We Will Sea” oraz znakomitego, tryskającego punkową energią „Water On Mars”. Obok najnowszych znakomitych numerów „Kruki i Wrony”, przebojowego „Barykady”, „Wielka Cisza”, „Morze Las”, „Oceany”, Plejady” i utworu tytułowego można było także usłyszeć znajdującą się na najnowszym albumie przeróbkę „Nightcall” Kavinsky’ego z filmu „Driver” czy „I’ve Got That Feeling” oraz kilka utworów ze wspominanych poprzednich płyt. Można było usłyszeć zarówno pierwszy singiel „Downtown”, a także „Free Fall” jak i „The Shipyard” zagrany na sam koniec, a krótko przed bisem.

Dopisała nie tylko frekwencja, na którą złożyła się nie tylko młodzież, ale także rodziny z dziećmi, a nawet ludzie w średnim wieku, ale także nagłośnienie. Brzmienie perfekcyjnie oddawało ducha The Shipyard i ich numerów, podkreślając ostre punkowe zagrywki, progresywne rozwiązania w „Niebieskiej Linii”, wznoszący się i opadający bas Pawłowskiego, na przemian energetyczną i eteryczną perkusję Michała Młyńca, gitarowe melodie i szaleństwa Michała Miegonia oraz znakomity, coraz lepszy wokal Rafała Jurewicza. Muzycy podkreślali, że nie spodziewali się tak gorącego przyjęcia, choć wcale nie powinno ich to dziwić, są zespołem nie tylko zgranym, ale także niezwykle fascynującym, oddychającym przestrzenią i stylistyczną mieszanką okraszoną pasją i mnóstwem energii bijącym z każdego muzyka z osobna. To grupa nowoczesna, a jednocześnie silnie zakorzeniona w tradycji, takiej która poruszy każdego – zarówno wielbicieli rockowego szaleństwa, jak i psychodelicznych pasaży, a także solidnego przekazu lirycznego, niezależnie od tego czy śpiewanego po angielsku czy po polsku.